A w ogrodzie wiosna, mocuje się jeszcze z upartą zimą, ale już jest :) Ostatnie dni były zimne i mokre. To, że tyle napadało, to akurat bardzo dobrze, bo ziemi brakowało wilgoci. Słoneczko tak pięknie dziś przygrzewa przez szyby, że nie umiałam usiedzieć w domu. A w ogrodzie zaczyna tętnić życie: motyle, trzmiele, pięknie śpiewające ptaki i zieleń, która prześciga się w wyciąganiu się do słońca.
Mleczyk! Na szczęście pierwszy w sezonie :)
"Wyprowadziłam" z domowego parapetu sałatę. W tej wanience zawsze sadziłam kwiatki, w tym roku zrobię w niej mały warzywnik.
Człowiekowi potrzebne są życiowe zakręty, żeby dostrzegł swoją prostą drogę i mógł na nią bezpiecznie i pewnie powrócić. Ostatnie dwa lata były dla mnie taką jazdą po nieźle zakręconej drodze. Na szczęście jest KTOŚ, kto pomógł mi odnaleźć tę właściwą. Musiałam podjąć wiele decyzji, uporządkować wiele spraw, ale chyba najbardziej samą siebie. Teraz zaczynam, może nie od nowa, ale zaczynam inaczej. Mój ogród (niestety nie tylko on) ucierpiał na tych moich zmaganiach, na szczęście to cierpliwy typ. Jedyne co mnie martwi, to to, że wykorzystały to chwasty, które rozpanoszyły się bez opamiętania ;) Tak sobie myślę, że z niektorymi chyba przestanę walczyć i polubię, oczywiście w granicach rozsądku.
Pozdrawiam cieplutko, wiosennie :)
Izabela