poniedziałek, 29 października 2012

Katar, kaszel i zaległości

No i dopadło nas - pierwsze, jesienne przeziębienie. Najmocniej zachorował Franiu. I tak od kilku dni próbujemy powrócić do zdrowia. Największym pozytywem chorowania i aury za oknem jest to, że mam teraz nieco więcej czasu na podróże po blogowym świecie:)
Zanim w sobotni poranek powitał nas, pierwszy w tym sezonie, śnieg, zdążyliśmy uporządkować ogród i zrobić nowe nasadzenia. Nie wykonaliśmy wszystkich zaplanowanych na jesień prac, mam jednak nadzieję, że pogoda będzie łaskawa i uda się jeszcze nieco popracować tej jesieni. Udało nam się posadzić truskawki, których sadzonki wcześniej, w sierpniu, posadziliśmy w doniczkach. Pięknie się ukorzeniły i mam nadzieję, że dobrze zaaklimatyzuja się na nowym miejscu. Pozadziliśmy też kilkadziesiąt krzewów czerwonych i żółtych malin. Liczę na wspaniałe, przyszłoroczne plony:)
I tak się dałam oczarować pracom ogrodowym, że chyba trudno będzie mi doczekać się kolejnej wiosny. Dobrze, że mam sporo fachowej literatury, że jest internet i zainwestowałam w zeszyt A4, żeby zapisywać wszystkie pomysły i plany ogrodnicze.
To tyle z podwórka. W tytule umieściłam zaległości, bo chciałam opowiedzieć Wam o wizycie we Wrocławskim Ogrodzie Botanicznym w związku z odbywającym się tam IX Dolnośląskim Festiwalem Dyni. W trakcie Festiwalu odbywają się różne konkurencje dla hodowców i dla dzieci, są degustacje i przeróżne stoiska, w dużej części ogrodu poustawiane są kompozycje i scenki wykonane z dyń. Pomysłowość wystawców zachwycająca. Byliśmy na Festiwalu już kolejny raz i pewnie jeszcze nie raz się tam wybierzemy:)
 Jeśli macie ochotę obejrzeć więcej zdjęć, zapraszam na stronę FESTIWALU.

 
 
 
Przy okazji Festiwalu można było zrobić zakupy na kilku stoiskach, mnie najbardziej zachwyciły te naczynia:
 
 
Udało nam sie znaleźć kolejnego wrocławskiego krasnala:
 
 
 
 
Piękne kolory jesieni w dalszej, nieco mniej "zaludnionej" części Ogrodu.
 
 
 
 
 
 
A tu fajna, częściowo ożywiona rzeźba. Ponieważ rzeźba ta jest dość oddalona od ścieżki, a kolory wokół stonowane i przenikające się wzajemnie, w pierwszym momencie nie dostrzegłam kota, choć kształ rzeźby wydawał się nieco dziwny.
 Prawdziwy koci artysta;)
 
 
 
 Pięknego, ciepłego wieczoru:)

2 komentarze:

  1. śliczny Filipek :) piękne te dynie :) obłędne :D ale te naczynia rzeczywiście totalny zawrót głowy :) z pewnością to była niezwykła wycieczka :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Festiwal to musi być ciekawe wydarzenie! Zdjęcia bardzo zachęcające! uwielbiam dynie ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz:)