Strój dla Frania, króla, przygotowałam sama. Zużyłam stary, biały, polarowy koc, wyszukaną w SH kamizelkę, nieco lamówki, złotej farbki, wstążeczki, koralików. Miałam przy tym sporo zabawy. Oto efekt:
Wiem, wiem, niewiele widać. Franiu ma pelerynę zakładana przez głowę. Ręce wystawia przez dwa pionowe otwory w kolorowym materiale. Na dole peleryna obszyta jest czerwoną lamówką. Na głowę, na podstawie wykroju czapki, uszyłam białą czapkę, przyszyłam koronę z tektury, którą też wykonałam sama;) i na to naszyłam biały rulon obszyty złotymi koralikami. Niestety nie przygotowałam mojemu królowi... tłuczka, jak to trafnie spostrzegł mój mąż;)
A teraz gorący ostatnio temat: koniec świata. Nie udało się uniknąć tego tematu w naszym domu. Moja córka zastanawiała się, jak to będzie, bo skoro na ziemi żyją obok nas ludzie, których zwyczajnie nie lubimy, którzy nas irytują, to jak będzie w niebie? Burza mózgu... Pomyślałam sobie, że w niebie wszyscy będziemy pozbawieni wad i to sprawi, że wszystkim ze wszystkimi będzie dobrze:) Druga sprawa, to czy w niebie będą zwierzęta? To oczywiście temat ważny dla Frania. Nie musiałam się zastanawiać, bo Franiu sam sobie na to pytanie odpowiedział: będą, przecież on będzie w niebie pasł baranki...:)
A tak poważnie i króciutko: staram się żyć według zasady, żeby przeżywać każdy dzień tak, jakby miał być moim ostatnim. Gdyby nastąpił koniec świata, to mam nadzieję, szybciej zamieszkalibyśmy w Królestwie Niebieskim, bo przecież nasze ziemskie życie, to wędrówka do tego miejsca:)
Pozdrawiam cieplutko!