Dziś pragnę publicznie
podziękować osobie, której blog śledzę regularnie -
Green Canoe.
Rok temu,jako pierwszy, zaczęłam czytać ten cieplutki blog, prowadzony przez uroczą osobę.
Do dziś jest pierwszym na liście moich ulubionych i pewnego dnia podczas czytania zakiełkowała myśl, że może i ja spróbuję?
Zaczęłam otwierać kolejne blogi i zostałam oczarowana. Tak wiele jest wspaniałych kobiet dzielących się swoją codziennością, radością, swoimi pomysłami, pasjami. Im więcej czytam blogów tym bardziej jestem zachwycona.
Decyzja o własnym blogu dojrzewała we mnie przez kilka miesięcy i wczoraj powiedziałam sobie - tak,
to jest ten dzień. Co prawda czuję się jak raczkujące niemowlę, ale jestem gotowa stanąć na nogi
i powędrować w blogowy świat.
To tyle tytułem wstępu :)
* * *
Zima rozpanoszyła się na dobre. Miło jest posiedzieć w ciepłym domu, kiedy za oknem trzaska mróz.
Ale kiedy na parapecie zjawiają się nasi skrzydlaci przyjaciele, zakładam ciepłe butki, wdziewam kurtkę, czapkę, rękawiczki i wychodzę uzupełnić karmniki. A ptactwo przylatuje różne, przede wszystkim
sikorki i wróble.
W tym roku pojawił się grubodziób i dzięcioł (niestety nie zdążyłam z aparatem i ten gość nie utrwalił się na zdjęciu).
A w sadzie udało mi się zapolować z aparatem na gile pożywiające się nasionami z roślin uznanych przeze mnie za chwasty. W przyrodzie wszystko ma swoje miejsce :)
Miłej środy!
Ps. Zdjęcia 2-5 zza szyby okna.